„Mila, ty się dziewczyno ogarnij, bo już nigdy chodzić nie będziesz”. Tego nigdy nie usłyszałam od lekarzy. Sama do tego doszłam. A właściwie… dojechałam na wózku inwalidzkim. To jest drugi ważny dla mnie pojazd. Ten pierwszy, samochód, po kilku „koziołkach” ze mną w środku zmiął się niczym kulka papieru. Tak się zaczęło 2. życie Emilii.
Dnia wypadku nie pamiętam wcale. Pozostały mi wspomnienia z dnia poprzedniego, mniej więcej do godz. 16.00. Potem – pustka. Odtwarzam zatem opowieści innych osób o poranku, który zmienił moje życie… Był rok 2018. Ja też, jak nowe stulecie, miałam 18 lat. Skończyłam właśnie 3 klasę o profilu spedytor w technikum zawodowym.
Tego dnia drogi były śliskie od czerwcowego, rześkiego deszczu. Śpieszyłam się. Obie z siostrą jechałyśmy do pracy, do Mszczonowa. Dostałyśmy sezonową „fuchę” – sortowanie w magazynach jednej z miejscowych firm. Za kierownicą usiadłam ja. W poślizg wpadłam 2 km od domu. Na zakręcie, na którym kilku kierowców straciło już życie. Z mojego auta odpadło jedno z kół. Pozostałe zabuksowały na mokrej nawierzchni. Gwałtownie skręciłam kierownicą, aby okiełznać samochód. Nie udało mi się. Pojazd „przekoziołkował” kilka razy, aby w końcu osiąść na dachu. Przypadkowy kierowca wezwał pogotowie i straż pożarną.
Siostra była lekko poobijana, a mnie uratowali z trudem. Połamane: lewa łopatka i lewy obojczyk oraz cała twarzoczaszka, a do tego popękane kręgi kręgosłupa, które niczym nóż weszły w rdzeń kręgowy i uszkodziły go na odcinku szyjnym. To bilans najważniejszych urazów wpisany do mojej karty w szpitalu w Grodzisku Mazowieckim. Po pierwszej operacji stabilizującej kręgosłup przez miesiąc „spałam” w śpiączce farmakologicznej. Obudziłam się po drugiej operacji – koniecznej, aby poprawić stabilizację. Leżałam w izolatce. Z rurką intubacyjną w gardle, ale już świadoma. Kilku lekarzy stało nade mną i szeptało między sobą. Jakby mnie już nie było… Żaden nie powiedział mi, że już nigdy nie będę chodzić.
Przez kilka miesięcy żyłam złudzeniami. Że skoro kręgosłup nie był złamany, a rdzeń nie do końca przerwany, to kiedyś stanę na nogach. Albo, że skoro mogę wyprostować ręce, unieść je a potem opuścić, to kiedyś z nogami też się to uda zrobić. Muszę tylko ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć… Starałam się nie pamiętać, że dłonie mam tak wiotkie, że nawet grzebień z nich wypada. I że siedząc na wózku potrzebuję solidnego oparcia, aby przy najmniejszym wychyleniu z niego nie spaść.
„Mila, ty się ogarnij, bo ty już z tego wózka nie wstaniesz” – powiedział mi w 2019 roku kolega z oddziału rehabilitacyjnego w szpitalu w Radomiu. Kolega miał przyjaciela. Też z porażeniem czerokończynowym. Wiedział co mówi. Wyręczył więc lekarzy. W krótkie, dosadne słowa ubrał moje zalane łzami domysły. I sprawił, że przestałam płakać.
„Mila, trzeba żyć dalej, tak jak się da!” Tłumaczyłam sobie każdego następnego dnia. I w te dni, kiedy kilka, kilkanaście razy słyszałam od ludzi: „Boże! Jaka ty jesteś biedna. Co ci się stało?” i dla każdego wymyślałam inną historyjkę („spadłam z konia”, „lina od bungy się przerwała”), żeby się ode mnie odczepili.
I tego, gdy mama usłyszała: „A po co córka ma kończyć szkołę? Niech siedzi w domu”. I w te dni, gdy po wielu miesiącach załatwiania papierów, przekonywania urzędników i samodzielnej nauki zasiadłam w końcu w osobnej sali, aby długopisem przytroczonym do dłoni wpisywać mozolnie, po jednej literce, albo dyktować nauczycielom odpowiedzi na pytania maturalne. I tego dnia, gdy przyznano mi tytuł technika spedytora. I w ten dzień, gdy dostałam się na wybrane rozsądnie i praktycznie studia na wydziale finansów i rachunkowości Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. I tego dnia, gdy pojechałam na pierwszy trening rugby w warszawskiej drużynie mieszanej „Four Kings”. A tam dowiedziałam się czym jest…
Akademia Życia i Samodzielności w Koninie. O Fundacji im. Doktora Piotra Janaszka PODAJ DALEJ i o samej Akademii opowiedział mi kolega z rugbowego teamu. Właśnie zdałam maturę, zaczynałam studia. Rodzice i rodzeństwo pomagali jak mogli, ale chciałam być bardziej niezależna. Złożyłam wniosek o przyjęcie do Akademii i zostałam przyjęta. W konińskim mieszkaniu treningowym dla osób z niepełnosprawnościami zamieszkałam 10 lipca tego roku. Spędziłam tam 4 miesiące.
„Mila, będzie trudno, ale dasz radę!” Oto co pomyślałam po pierwszym dniu życia w Akademii. Bo w tym miejscu taryfy ulgowej nie ma. Robisz coś, nie wychodzi, to powtarzasz. I tak 5, 10, a nawet i 100 razy. Dopóki nie wyjdzie. Nie liczę zatem ile razy wdrapywałam się na wózek z łóżka lub z poziomu ziemi, czy ubierałam i zdejmowałam bluzki i spodnie. Albo ile razy zapinałam rzepy na butach, nakładałam pastę na szczoteczkę do zębów, czy zakładałam cewnik. Nie pamiętam też ile razy klęłam w duchu, gdy źle obliczyłam czas rozwieszania na suszarce mokrego prania, bo zapomniałam doliczyć minuty na podnoszenie koszyka, który niespodziewanie spadł mi z kolan. Ważne jest jedno! To wszystko i wiele innych czynności już potrafię wykonać sama! A stało się to możliwe nie tylko dzięki tysiącom prób, ale także ćwiczeniom. Dzięki intensywnemu treningowi, który wzmocnił moje mięśnie i skoordynował nieliczne odruchy mojego ciała. Treningowi pod fachowym kierunkiem fizjoterapeutów z ośrodka rehabilitacyjno – treningowego Osada Janaszkowo w Wąsoszach k. Konina.
Czy wiecie jaka to frajda? Jaki powód do dumy! Samej wziąć produkt ze sklepowej półki i włożyć do koszyka. Samej wyjąć z kieszeni kartę i zbliżyć do terminala. Samej wypakować zakupy i ułożyć je na półce w lodówce. Samej podgrzać sobie naleśniki na patelni. Samej wyjechać z domu. Najpierw na najbliższą ulicę, a potem na drugi koniec miasta. Samej się ubrać i pokazać innym jak to się robi. Dla was to pestka. Robicie to każdego dnia wiele razy. Ale spróbujcie to zrobić rękoma w rękawicach bokserskich. Wtedy pojmiecie dlaczego przy każdym dobrze wykonanym ruchu zapalają się w moich oczach iskry radości.
Plany mam coraz śmielsze. Chcę być instruktorem sportu osób z niepełnosprawnościami. Już rozpoczęłam szkolenie. Mam nadzieję, że już jako instruktor wrócę do Osady Janaszkowo. Chcę pomagać innym osobom, które nagle stały się niepełnosprawne i zobaczyć w ich oczach te same iskry radości z życia. Pomóż nam więc zbudować do końca Osadę Janaszkowo. Wejdź na Wesprzyj | Osada Janaszkowo i zrób to!