„Mogłeś nie wyprzedzać”.

Burknął mój syn Kacper w odpowiedzi na pytanie dlaczego nie chciał ze mną rozmawiać gdy po wypadku leżałem na oddziale intensywnej opieki medycznej (OIOM). Przyznacie – odpowiedź rezolutna i gorzka jak na 6-latka, którym był w 2015r. A ja? Czy mogłem wtedy nie spieszyć się do kolegi, aby dokończyć remont jego samochodu, a potem szybko odebrać syna z przedszkola? Czy mogłem jechać wolniej, niż 120 km na godzinę? Czy mogłem nie wyprzedzać tej ciężarówki, która w chwili manewru uderzyła swoim potężnym cielskiem w bok mojego auta? Gdybym tylko przewidział, co stanie się później…

Miałem całkiem zwyczajne życie.
Mieszkałem w leśniczówce w niewielkiej miejscowości Hajda w pobliżu Jastrowia w Wielkopolsce. Choć jestem człowiekiem lasu, leśnikiem nie zostałem. Bo mnie zawsze ciągnęło do samochodów. Skończyłem szkołę zawodową, zdobyłem dyplom mechanika, pracowałem i w warsztatach samochodowych, i na budowach, i w kraju i za granicą. Ot, zwyczajnie – brałem każdą robotę, z której był chleb. Moją partnerkę Martę poznałem w 2007r. Była koleżanką mojej siostry. Często ją odwiedzała. To znaczy, szybko się okazało, że bardziej odwiedza mnie, niż moją siostrę. A efekt tych odwiedzin jest taki, że mamy teraz ze sobą czworo dzieci: Kacpra (12 lat), Hanię (10 lat), Antosia (8 lat) i Patrycję (6 lat).

Kiedy stałem na własnych nogach po raz ostatni?
Po tym jak ciężarówka uderzyła w moje auto. Byłem przytomny, gdy z niego wypadałem, gdy podnosiłem się z ziemi, żeby zabezpieczyć akumulator, gdy zrobiłem kilka kroków w kierunku wraka i tam upadłem. A potem obudziłem się na OIOM-ie. Ale to już było miesiąc później.

Nikt mi nie powiedział, że nie będę chodził.
Lekarz dopytywał tak jakoś dookoła: „a co ja bym zrobił, gdybym się dowiedział, że już nie wstanę”. A co ja niby miałbym zrobić? Miałem przerwany w 45 proc. rdzeń kręgowy, byłem sparaliżowany od szyi w dół. Nie mogłem ruszać ani rękami, ani nogami. I nie mogłem też mówić, bo w gardle tkwiła mi rurka od tracheostomii. Co w takim stanie można zrobić sobie lub ze sobą? A zatem nie powiedziano mi wprost, że już nie będę chodził, ale że czeka mnie długa, ciężka rehabilitacja, żebym mógł się nauczyć żyć od nowa. Zanim jednak ta rehabilitacja się zaczęła to…

… dwa lata spędziłem na szpitalnym oddziale paliatywnym.
Mówi się o nim ładnie, że tam trafiają pacjenci w zaawansowanym stadium choroby. Dla wielu to oddział na końcu życiowej drogi. Dla mnie był przystankiem w oczekiwaniu na prawdziwą rehabilitację w ośrodku w Bydgoszczy. Pozwalali mi więc odwiedzać dom i rodzinę. To był dla nas trudny czas odnajdywania się w nowej sytuacji. Marta na mnie pokrzykiwała, wyznaczała jakąś domową robotę, mówiła wprost, że ona użalać się nade mną nie będzie. Wtedy byłem zły, że mnie nie pociesza. Dziś wiem, że takie „stawianie do pionu” jest lepsze. Starszy syn przestał się na mnie boczyć, starsza córka mobilizowała, a dwoje najmłodszych jeszcze wtedy mało rozumiało.

 Na obóz aktywnej rehabilitacji mnie nie przyjęli.
Bo nic przy sobie nie umiałem zrobić. Polecano mi za to projekt treningowy Fundacji im. Doktora Piotra Janaszka PODAJ DALEJ w Koninie. Trafiłem tam we wrześniu 2019r. Nauczyłem się tego co dla mnie najważniejsze, abym był samodzielnym. Nauczyłem się tam jak zwyczajnie, na co dzień żyć, aby nie być dla bliskich ciężarem, ale partnerem i ojcem. Nauczyłem się więc tam czyścić zęby, myć się, przygotowywać sobie posiłki, samemu jeść, ubierać się. No i golić się! Bo do tej pory pomagał mi się golić mój Kacper. A to przecież powinno być odwrotnie. Ale też się oduczyłem… palić papierosy. Do domu wróciłem w marcu 2020r. kiedy rozhulała się pandemia Covid-19.

„Ucz się Tata, ucz!”
Tak pokrzykują dzieciaki, gdy mnie odwiedzają w leśniczówce. Tak, musieliśmy się rozdzielić. Marta mieszka z nimi na co dzień w mieście, gdzie chodzą do szkoły. Czekam więc z tęsknotą na te chwile, kiedy Marta będzie na mnie pokrzykiwać, żebym się nie lenił, a dzieciaki będą się kłócić, kto będzie pierwszy pchał mój wózek i kto mi usiądzie na kolanach. A gdy ich nie ma tworzę naszą nową przyszłość. Doradca zawodowy pomaga mi założyć firmę – własny warsztat samochodowy. Na razie będę nim zarządzał, zajmował się zamówieniami, papierami i kontaktami z klientami. Naprawami zajmą się koledzy. A ja mam nadzieję, że kiedyś do nich dołączę.

Bo ja chciałbym znowu ręce smarem ubrudzić.
A potem szorować te ręce w poczuciu, że kolejną dobrą robotę wykonałem. Szansa na to jest. Muszę tylko moje ręce wzmocnić i usprawnić, aby więcej nimi zdziałać. Dlatego chciałbym wrócić do mieszkań treningowych i na zajęcia rehabilitacyjne w Osadzie Janaszkowo.  I to jest właśnie powód, dla którego czekam na Osadę.

Pomóż mi i zbuduj ze mną Osadę  Janaszkowo.
https://osadajanaszkowo.pl/wesprzyj

TOMASZ Jędrzejewski, Hajda